25 maja 2014

Rozdział trzeci.


POV SELENA GOMEZ



Dupek, idiota, niewychowane afro. Zachowywał się, jakby zobaczył UFO. Zero kultury, czy jakiegokolwiek współczucia. Nic, kurwa.., myślałam, przeszywając go wzrokiem.


TRZY MIESIĄCE TEMU, KILKASET KILOMETRÓW DALEJ...



- Wreszcie wróciłeś! - ciepły, matczyny głos witał go w progu olbrzymiego domu. Kobieta wyciągnęła dłonie i zarzuciła chłopakowi na szyje, aby móc go uściskać, ten jednak nie odwzajemnił jej gestu. Stał i gapił się przed siebie beznamiętnym wzrokiem.
Odór alkoholu i papierosów bił od chłopaka na kilometry. Reakcja ciemnowłosej kobiety była dosyć gwałtowna. Miły ton stał się szorstki, nieprzyjemny, a uścisk zelżał na sile. Uroniła jedną samotną łzę, którą szybko starła z policzka. Wiedziała już, dlaczego chłopak nie odezwał się do niej słowem. Po prostu znowu złamał zakaz. Kolejny raz.
- Ćpałeś! - wrzasnęła poirytowana. Odskoczyła do tyłu i założyła ręce na krzyż.
Jego oczy wyglądały przerażająco. Olbrzymie źrenice nie wyrażały żadnych uczuć. Nie poruszył się choćby na chwilę, jedynie lekkie kołysanie się w przód i tył pozwoliły dostrzec czynne funkcje życiowe.
Odkąd stał się „gwiazdką” codziennie przekraczał granice, problem w tym, że to nie były miejsca na mapie, a życiowe wybory. Czarnooka miała dosyć.
Ile można wytrzymać z tak nieposłuszną osobą?

Następnego dnia chłopak trochę oprzytomniał. Narkotyki przestały działać, zniknęło uczucie niepokoju i paraliżującego strachu, by ich miejsce mógł zastąpić niesamowity kac.
- Chciałaś mnie widzieć – uśmiechnął się nieśmiało, wchodząc do salonu.
- Usiądź.
- Jeśli masz mi znowu prawić morały i życzyć sobie przeprosin, to ta.. sory no – arogancki ton nie świadczył o szacunku dla swojej matki.
- Nie, to coś zupełnie nowego – na te słowa zmarszczył mocno brwi, które zlały się w jedną całość. - Justinie Drew Bieber oficjalnie masz roczny szlaban na karierę.


POV JUSTIN BIEBER



No chyba ją pojebało. Musiała porządnie rąbnąć się w tą głowę. Jak to, szlaban?! Nie mam przecież pięciu lat, żeby słuchać się rodzicielki i jej kazań. To jest kurwa MOJE ŻYCIE. Moje. Nie jej, ani ojca, nikogo tylko moje. I będę kurwa robił to, na co mam pieprzoną ochotę.
- Popieprzyło cię – powiedziałem na głos nie mają o tym pojęcia. Niestety, te dwa słowa dotarły do niej bardzo dobitnie. Twarz poszarzała, smutek ogarnął jej serduchem. Pierwszy raz do niej przekląłem. No kurwa, Justinie Bieberze, oficjalnie jesteś skończonym idiotą.
Coś w niej pękło. Fala łez spływa po delikatnej skórze, rozmazując przy tym idealny makijaż. Nawet wtedy moja matka nie wyglądała staro, była przepiękną kobietą.



Kochałem ją, to dzięki jej zaangażowaniu i pomocy tak wiele osiągnąłem. Nigdy za to nie podziękowałem. Teraz, gdy przypominam sobie tamtą sytuację sprzed kilku miesięcy rozumiem, dlaczego się tak zdenerwowała, dlaczego chciała abym znormalniał.
Zawiesiłem swoją karierę, poszedłem na dwumiesięczny odwyk. Nie pomogło. Udaję, gram przed nią, że wszystko jest okej, że wrócił jej ukochany syneczek.
- O czym tak myślisz? - zapytała mnie urocza blondynka. Jej nagie ciało przytulało się do mojego rozgrzanego torsu. Uśmiechnąłem się pod nosem. To już trzecia w tym tygodniu.
- O tobie, kochanie – spotkaliśmy się wzrokiem. Delikatnie musnąłem jej wargi opuszkami palców. Głaskałem ją po policzku, a ona z rozkoszy zamknęła oczy.
Na wszystkie działam tak samo. To śmieszne jak szybko można uwieść dziewczynę. Wywróciłem oczyma. Po chwili blondi chwyciła moją dłoń, kierując ją na swoje duże, jędrne piersi. Otworzyła oczy i ujęła w swoje delikatne dłonie moją twarz. Zacząłem błądzić ręką coraz niżej, jednak nie pozwoliła mi na to. Przejęła inicjatywę i po chwili leżała na mnie, obsypując mnie milionem pocałunków.
Znowu połączyliśmy się w jedną całość. Stękała niczym zarzynana kura. Boże, dlaczego akurat ją wybrałem?
Kilka minut później opadła zmęczona na łóżko. Czując ulgę wstałem i zacząłem się ubierać. To chyba się nie spodobało mojej towarzyszce. Patrzyła na mnie wielkimi, wyłupiastymi oczami. W sumie, wcale nie była taka gorąca, ani ładna. Nic szczególnego, ot kolejna, pusta blondynka zaliczona przez Justina Biebera. Teraz może sobie opowiadać z kim się przespała. Jeśli tak każdemu wskakuje do łóżka to ja gratuluję rozumu. Chociaż, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zawsze to jakiś plus dla mnie.
- Dokąd idziesz? - zapytała zachrypłym głosem.
- Chyba nie sądziłaś, że tu z tobą zostanę? - odpowiedziałem pytaniem na pytaniem.
- Ale,.. mówiłeś do mnie kochanie, mówiłeś, że jestem piękna! To, co przeżyliśmy, to było cudow..- przerwałem jej. Zaczynała pieprzyć bez sensu.
- To był tylko darmowy seks. - odparłem znudzonym głosem. - Nawet nie znam twojego imienia. - zapiąłem sprzączkę od paska. Założyłem t-shirt, a po chwili wsunąłem na nogi czarne vansy. - Nara, mała! - krzyknąłem na pożegnanie i wyszedłem. Pokój wynajęty był na całą noc, jednak nie miałem ochoty zostawać.


POV SELENA GOMEZ



Westchnęłam. Na ten dźwięk chłopak odwrócił wzrok w moją stronę. Przygryzł delikatnie dolną wargę i prawą ręką zmierzwił sobie włosy. Wyglądał na zagubionego. Gdy tak wyciągał rękę, jego mięśnie napięły się. Był całkiem przyzwoity, cholera, był seksowny!
- Harry jestem – śpiewający głos, milion motylków w brzuchu, rumieńce. To wszystko stało się nagle, drgnęły we mnie jakieś uczucia, których wyzbyłam się już dawno temu. Przynajmniej tak myślałam. Wyciągnął do mnie dłoń. Delikatnie ją uścisnęłam.
- Selena – odparłam.
- Jesteś córką Ricarda?
- Powiedzmy – odpowiedziałam i wyminęłam go. Weszłam do domu i od razu udałam się do „swojego” pokoju. Widziałam kątem oka pytające spojrzenie Harrego, jednak nie chciałam się wdawać w niepotrzebne dyskusje.
Nie chcę teraz z nikim wiązać żadnych bliższych relacji, bo jeszcze okaże się, że to wszystko byłem kłamstwem, a ja znów zostałam oszukana. Doszłam do wniosku, że najlepiej mi samej ze sobą. Nikt inny do szczęścia nie jest mi potrzebny, przynajmniej na razie.
Jak na dużą willę to i pokój był ogromny. Białe i brązowe ściany, mahoniowe meble, olbrzymie łoże z baldachimem w piaszczystych kolorach. Nie przypadł mi do gustu, jednak liczy się gest. Miło było mieć chociaż mały kącik tylko dla siebie, mimo że ten kąt do najmniejszych nie należał. Nie zamierzałam zostawać na długo. Muszę dostać się do USA. Tylko... jak?
Położyłam się zmęczona na łóżko. Moje walizki stały obok niego. Zatracając się we własnych rozmyślaniach i próbując odnaleźć jakiś sposób, aby dostać się do Stanów, usnęła.



NOBODY'S POV



Lokowany brunet chodził po kuchni tam i z powrotem, czekając na swojego menadżera. Myślał o jego córce, która od razu wpadła mu w oko. Zastanawiał się, co miała na myśli, mówiąc „powiedzmy”. Ta zagadka nie dawała mu spokoju. Wbrew zasadom Ricarda i jego zakazom, udał się na górę, na którą nikt prócz rodziny nie miał wstępu. Panowała niesamowita ciemność, nic dziwnego skoro zbliżała się północ. Jedynie mała smuga światła wydostawała się z ostatniego pokoju na piętrze.
Podszedł bliżej drzwi. Nie były zamknięte na klucz,.. w ogóle nie były zamknięte. Zajrzał w szparę i ujrzał śpiącą brunetkę. Leżała ona w bezruchu z zamkniętymi oczami. Był to znak, że spała. Delikatnie uchylił drzwi i podszedł do dziewczyny.
Usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się w jej piękną twarz. Wyglądała jak anioł. Opuszkami palców dotknął jej policzka. Siedział tak chwilę, dopóki nie usłyszał odgłosu włączonego silnika. Państwo Gomez wrócili. Nie móc się oprzeć złożył delikatny pocałunek na jej wargach i wybiegł z pokoju. Szybko dostał się na dół, do salonu i oczekiwał domowników.
Wchodząc, Ricardo już wiedział, że na dole czekał na niego jego podopieczny, Tom o wszystkim go poinformował. Wszedł prosto do pokoju, w którym siedział młody chłopak i nim ten się odezwał, Ricardo zabrał głos.
- Mam do Ciebie prośbę. - jego głos się łamał, było mu smutno, że to wszystko tak się potoczyło. - Selena.. weź ją proszę do siebie. Na tydzień, dwa, ona bardzo chciała polecieć do Stanów, a ja nie chcę jej puszczać samej. Przynajmniej tak będę wiedział, że wszystko jest okej – powiedział na jednym wdechu, jak najszybciej, byleby mieć to z głowy.
Chłopakowi zabłyszczały oczy. Małe iskierki radośnie w nich tańczyły.
- Za tydzień mam wylot – odparł, a serce omal nie wyskoczyło mu z piersi.
Cholera, Harry, ale ty masz szczęście, powiedział do siebie w myślach, a ponoć mówią, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje... 
 
 
 
 
OD AUTORKI: Hej, hej, hej. Wczoraj wróciłam z Francji, więc dodaję dzisiaj, tak jak obiecałam. Mam nadzieję, że Wam przypadnie do gustu. Pytania -> Kontakt.
Kolejny na początku czerwca.
Dziękuję za tyle wejść i miłych słów, kocham Was ;*

13 maja 2014

Rozdział drugi.

OD AUTORKI: Oto drugi rozdział. Cieszycie się? ;> Jak dobrze þójdzie, jeszcze przed wyjazdem dodam trzeci, jednak niczego nie obiecuję. Tak się wkręciłam w pisanie, że jestem troszkę do przodu, więc dlatego ta niespodzianka ;)
Czekam na opinie, miłego czytania Kochani ;*




To był jakiś chory sen. Nie tylko dla niej, ale i całej rodziny.
- Jesteś tego pewna? - zapytała Amanda.
Od dwóch dni chodziła przybita, jej cera poszarzała, wory pod oczami zrobiły się jakby większe, a iskierka nadziei w oczach wypaliła się bezpowrotnie. Smutek ogarnął wszystkie myśli. Wiedziała, że to odbije się nie tylko na jej zdrowiu, a także na otoczeniu. Przez te wszystkie dni, kiedy nie łykała proszków nasennych, zapijając je piwem lub wódką, czuła, że ma oparcie w swojej córce, że ta cały czas będzie przy niej, na zawsze. Niestety, nie mogła jej trzymać na siłę. Przecież nie jest jej matką. Przynajmniej nie tą rodzoną.
- Tak, mams – odparła, zamykając kolejną walizkę. - Poradzę sobie, ty też. Bardzo mocno w to wierzę – powiedziała wstając z fioletowej torby. Patrzyła jej prosto w oczy.
Przytuliła ją. Tak po prostu. Na pożegnanie.

Postanowiła wyjechać do ojca. Pierwsza, samodzielna decyzja Seleny Marie Gomez o przeprowadzce. Mieszkał on w Londynie. Był menedżerem czy kimś takim. Najważniejsza dla czarnowłosej stała się zgoda jego konkubiny, a przede wszystkim to, że ona sama telefonicznie to zaproponowała. Wydawała się być miłą kobietą.
Tak czy siak, panienka Gomez nie miała wyboru. Musiała odszukać dziewczynę, z którą została zamieniona. Zapewne była podobna do jej matki i ojca. Drew... co za paskudne imię! Takie męskie i.. nijakie. Selena zaśmiała się pod nosem.
Sama ciekawiła się, czy Pattie wygląda podobnie. Kim jest jej ojciec, czym się zajmują, jacy są. Tak wiele pytań pozostawało jej w głowie. A na żadne z nich nie potrafiła odpowiedzieć.




Stałam tam. W dniu swoich urodzin. Jak głupia oczekiwałam, że ktoś otworzy tą posrebrzaną bramę wjazdową.
Kręciłam głową z niedowierzaniem – on mieszkał jak jakiś pieprzony pan i władca! Olbrzymia willa, trawnik skoszony równo, jakby od linijki. Idealnie czysty wybrukowany chodnik, własna obsługa, kamery..! Miał nawet cholerne kamery, kiedy to ja nie miałam nic!
Z sekundy na sekundę irytowałam się bardziej. Tacy nowocześni a nawet przeklętej bramy nie mogli otworzyć w ciągu dziesięciu minut.
Nie wierzyłam w to, co właśnie wyprawiałam. Z wymiętą kartką trzymaną w dłoniach stałam właśnie przed posesją ojca, który porzucił mnie osiemnaście lat temu! Nie obchodziły mnie jego tłumaczenia, przecież rozwiódł się z matką, a mnie odstawił w kąt, na zawsze.
Do bramy podszedł lokaj, który bez słowa, przekręciwszy kluczem zamek, otworzył mi furtkę. Poprosił, abym za nim szła.
- Musisz poczekać. - powiedział, znikając za domem. Zostawił mnie przed drzwiami. Olbrzymimi wrotami do królestwa jego pieprzonej Gomez mości.
- Selena.. - drzwi otworzyły się na oścież, a za nimi stał nie kto inny jak Ricardo Gomez. Mój ojciec.
- Ja pierdolę.. - powiedziałam wkurzona. Już mogę stąd iść, uciekać na koniec świata.
Przystojny blondyn popatrzył na mnie tymi świdrującymi, niebieskimi oczyma. Jego skóra, nie była blada jak moja, jednak wyglądała młodo, pomimo swojego wieku.

To na pewno nie był mój ojciec.




Ciągle myślała o tamtym dniu. Był niczym jej największy koszmar, który spędzał jej sny z powiek.
Do Londynu, późną porą, dotarła autobusem. Na przystanku już od dawna wyczekiwał jej ojciec. Uśmiechnął się jedynie na przywitanie i zabrał dwie walizki z rąk. Dyskretnie podał je kierowcy swojej limuzyny i otworzył córce drzwi.
W środku siedziała nieznajoma, rudowłosa kobieta. Była piękna. Delikatne piegi przyozdabiały jej policzki, zielone oczy ociekały radosnymi iskierkami, a pełne usta dodawały seksapilu. Szczupła sylwetka jedynie upewniła Selenę o jej wyjątkowej urodzie.
- Cześć, musisz być Selenka – zaświergotała. Wysoki, aczkolwiek przyjemny ton głosu był przyjemny dla ucha. Sprawiał wrażenie miłego, a przede wszystkim ciepłego – Jestem Eveline – wyciągnęła do dziewczyny dłoń.
- Hej – szepnęła niepewnie. To było dla niej cholernie trudne.
Po chwili wsiadł też Ricardo. Ruszyli w zupełnej ciszy. Nikt nie chciał się odzywać.

- Jesteśmy. Sel - odezwał się, rumieniąc przy tym na całej twarzy. Pierwszy raz zwrócił się tak w jej stronę. Wiedział, że tylko niektórym pozwala siebie tak nazywać.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Zdrobnienie puściła mimo uszu. Od dwudziestego drugiego lipca minął równy miesiąc, piętnaście dwugodzinnych spotkań i masa opowieści. Żałowała, że nie mogła poznać Eveline wcześniej. Teraz czuła się nieco niezręcznie w jej towarzystwie. Cóż, Ev miała swoje obowiązki – musiała wyjechać w delegację.
- Tom – wskazał ręką na brązowookiego szatyna, który wyjmował jej bagaże – oprowadzi cię po domu. Pokaże pokój, a także poda kolację. My musimy załatwić jeszcze parę spraw na mieście i wracamy – powiedział spokojnie. Musnął czoło brunetki swoimi ustami i wrócił do pojazdu.
- Wspaniale, kurwa – powiedziała na głos. Miała nadzieję, że ten dzień spędzą razem, ale najwidoczniej się przeliczyła. Spojrzała na nadgarstek, gdzie znajdował się zegarek. Wskazywał on godzinę dwudziestą pierwszą osiemnaście.
Ciekawe, jakie to są sprawy, zapytała się w myślach.
Tom był małomównym człowiekiem.

Idąc tak, zamyślona, wpadła na kogoś. I wcale nie był to lokaj.



POV HARRY STYLES




Postanowiłem odwiedzić swojego menadżera. To dosyć trudne zadanie, zwłaszcza, że mieszkamy na różnych kontynentach – on w mojej rodzinnej Anglii, a ja w Stanach. Mimo wszystko, musiałem zrobić mu niespodziankę. Zwłaszcza, że powinniśmy omówić ważną kwestię.
Odszedłem z One Direction. Doszedłem do wniosku, że boysband nie jest już dla mnie. Chciałem zacząć solową karierę. Bez sprzeczek z resztą ekipy, które w ostatnich miesiącach nasiliły się niemiłosiernie. Postanowiłem, że ja, Harry Styles, przystojny i bogaty łamacz serc wielu kobiet, z nieziemskim głosem i najlepszym tyłkiem na całej kuli ziemskiej, zostanę solistą. Wreszcie sam zadecyduję, co, gdzie i jak będę śpiewał. Bez tych pieprzonych czterech bezmózgów.
Niestety, odejście wiele mnie kosztowało, zwłaszcza kilkuletnią przyjaźń. Są jednak rzeczy ważniejsze, a ja wybrałem przyszłość, zamiast męczarni.
Szybko okrążyłem dom Ricarda, aby wejść tylnymi drzwiami. Spoglądałem w tył, żeby czasem mnie nie przyłapał. To miała być niespodzianka.
No i niespodzianka była, owszem. Tylko nie sprawiłem jej Gomezowi, a jakiejś młodej dziewczynie, która w momencie, gdy ja odwracałem się, by dobrze zakamuflować swoją obecność, zderzyła się z moim torsem.
- Kurwa mać! - wrzasnęła zdenerwowana. Wylądowała na świeżo podlanym trawniku. Miała anielski głos, który zdecydowanie nie powinien wymawiać tak wulgarnych słów. Jak truś, ostatni debil, stałem i gapiłem się na nią.
Rozdziawiłem gębę. Zachowuję się jak skończony dupek.
- Będziesz tak rżnąć idiotę, czy pomożesz mi wstać? - zapytała ironicznie. Wstając sama, omalże nie wywróciła się ponownie, ze względu na ślizgające się po trawie buty. - Chociaż tyle – skwitowała mój szarmancki ruch, kiedy przytrzymałem ją przed upadkiem.
Kim do chuja jest ta dziewczyna? I dlaczego wciąż jej nie przeleciałem?







12 maja 2014

Rozdział pierwszy.

EDIT (13maja): Rozdziały zostały umieszczone na podstronie, a błędy w jedynce poprawione. Zapraszam do czytania! ;*



To nie może być prawda! Nie, to się nie dzieje naprawdę... Szatynka biła się z myślami. W drżących dłoniach dzierżyła dwie kartki. Do oczu mimowolnie napłynęły łzy. Została oszukana.

Kropla za kroplą rozmywały mocny makijaż po policzkach. To była prawda, testy DNA wykazały zaledwie dwa procent spokrewnienia z matką, a niecałe dziewięć promili z ojcem.

– Kurwa – zaklęła pod nosem. Jej świat rozsypał się w drobny pył, legł w gruzach, rozpadł się na tysiące małych kawałeczków. Tak nagle, z dnia na dzień.

Matka niedawno wyszła z nałogu. Od paru lat zmagała się z uzależnieniem alkoholowym. Zaczęły wiązać koniec z końcem, ledwo, ale miały gdzie mieszkać, co do garnka włożyć. Dziewczyna wiedziała, jak to może się skończyć, nie mogła dopuścić by nałóg powrócił. Nie teraz, nie po tym jak to obie przezwyciężyły. Amanda Dawn Cornett nie mogła tak nagle dowiedzieć się prawdy, jednak młoda kobietka nie zdoła udźwignąć ciężaru, jaki zaczął na niej ciążyć od momentu otwarcia koperty.

Selena Marie Gomez przyjęła nazwisko swojego ojca, kiedy dowiedziała się o zakazie widywania z córką, wydaną przez własną matkę, o trudnościach ze spotkaniem, niedoręczonych do niej listów, zniszczonych prezentach.., pojęła, że ojciec nie mógł być wcale taki zły. To prawda, zostawił je w pierwszym miesiącu życia Sel, ale próbował to naprawić. Niestety, nie wiedział jak jego córka wyrośnie, jaką piękną kobietą się stanie. Liczył na łud szczęścia, nić porozumienia z panną Cornett, jednak ta za nic miała jego powrót. Przez pięć ostatnich lat próbował nawiązać kontakt, niestety bezskutecznie. Dwudziestego drugiego lipca ona sama stanęła przed jego drzwiami, żeby Go poznać. Wzruszył się i opowiedział o wszystkim – tęsknocie, innej kobiecie, wspaniałym synu przyjaciela, z którym obiecał ją spotkać, o tym jak bardzo pragnął ją zobaczyć.

Miała żal do Amandy, jednak wtedy nie czuła gniewu, tylko współczucie. Dokładnie pięć lat temu jej mamusia, ta, do której w nawyku miała zwracanie się czule 'Usia', zaczęła pić. Zrozumiała jaki to był szok dla niej, musiała cholernie cierpieć, znosić jego wybryki, mimo wszystko to jej nie usprawiedliwiało. Być może w ten sposób chciała uchronić córkę od rozczarowania? Tylko czyim kosztem..

– Jasny chuj w dupę bladą strzelił – sarknęła. To było po prostu śmieszne! Nie dość, że musiała tyle przejść, to jeszcze jakieś przeklęte pisemko z laboratorium uświadomiło jej, że mogła żyć inaczej! Zupełnie inaczej, bez zbędnych łez, płaczu, męczącej pracy, zarabiania na utrzymanie swoje i matki.

W pokoju panowała przytłaczająca cisza. Rolety opuszczone do ponad połowy okien ledwo pozwalały na przedostawanie się promieni. Półmrok doskonale współgrał z tą żałosną sceną. W ich sypialni, za zamkniętymi drzwiami, opatulona mocno kocem spała niczego nieświadoma Amanda. Zmęczona ciężkim dniu w pracy wydawała z siebie ciche co chwilę ciche jęki. Jej zmęczone ciało domagało się wygody, której nijak było dane zaznać na starej, rozkładanej wersalce, z co rusz wypadającą sprężyną. Przy kolejnym pół obrocie, przebudziła się. Zaspanym wzrokiem rozejrzała po brudnym pomieszczeniu.

Muszę wyrwać Sel z tej zasranej dziury, pomyślała. Prawda jednak była taka, że pieniędzy ciągle brakowało, a wydatków przybywało – a to nowe podręczniki, ciuchy, jedzenie, a to w mop trzeba było inwestować, bo ileż można myć podłogi szmatą na kolanach? Oczy Amandy się zaszkliły na myśl, że nie da rady. Wciąż była słaba. Za słaba.

Selena usłyszała skrzypnięcie drzwi. Jej matka weszła do saloniku. Zobaczyła swoją córkę – zapłakaną, bez wyrazu, w ciszy szlochającą nad białymi kartkami. Ręką sięgnęła po nie i widząc nagłówek „Wyniki testu DNA” omal nie straciła gruntu pod nogami. Nie wiedziała, że Marie to zrobiła. Sądziła, że to tylko takie ot młodzieńcze gadanie. Co prawda, wspomniała jej, że ma zamiar, ale musi jeszcze dozbierać pieniędzy. Powiedziała to tylko raz, w dniu swoich urodzin, a od tamtego czasu minął miesiąc.

Dziewiętnastego sierpnia był dniem przełomowym, pełnym napięcia i żalu. Te odkrycie nie należało do najmilszych.

- Jak to.. to nie możliwe – wychrypiała pani Cornett, wczytując się w tekst.

- Jutro idę do szpitala..- Selena beznamiętnie wpatrywała się w postać siedzącą obok. Nie wiedziała, co powiedzieć. Pierwszy raz w ciągu swojego życia zabrakło jej słów -..mamo – dokończyła gorzko przełykając ślinę. - Zawsze nią będziesz – serce się krajało. Była dumna ze swej szczerości, która pozwoliła, że na twarzy jej matki zagościł delikatny uśmiech. Zaledwie drgnięcie kącików ust sprawiło, iż napięcie minimalnie zelżało.

- Dziękuję – wyszeptała kobieta. Nie stać ją było jednak na żaden uścisk, ani odrobinę czułości, nie po tym, czego się właśnie dowiedziała.

Jej mała córeczka, nie jest do końca jej. Nigdy nie była i nigdy już nie będzie.




~*~




Do szpitala przyszły obie. Małe miasteczko pod Londynem (cóż, nie tak dokładnie pod, bo dostanie się do granic Londynu zajmowało ponad godzinę) miało to do siebie, że wszędzie było blisko, na całe szczęście. Dłuższa droga w niezręcznej ciszy nie należałaby do najprzyjemniejszych. Po kilku minutach stały przed wysokim, masywnym budynkiem. Obie czuły jak szybko kołatają im serca.

- To wszystko jest chyba jakimś popierdolonym snem – Selena mówiła to, co myślała, co obie myślały, nawet nie czując, że robi to na głos. Amanda jakby puściła mimo uszu odzywkę córki. Wiedziała, że to nie czas i nie pora na upomnienia, zwłaszcza iż ona wcale nie była lepsza.

- Obiecaj mi, że kiedy wyjdziemy, wszystko będzie jak dawniej – szepnęła blondynka. Wiedziała, że nie może na to liczyć, w głębi duszy miała jednak nadzieję, która w tym momencie wydała jej się ogromnie śmieszna i dziecinna.

- Wiesz, że nie mogę, nie potrafię – odparła nastolatka. Obie żyły tymi samymi nadziejami, jednak brutalna rzeczywistość nie pozwalała na zmianę scenariusza. Musiały się z tym zmierzyć.

Spojrzały sobie w oczy i weszły do budynku.




~*~





- Doktor Connor – powiedziała recepcjonistka, wyrywając młodą dziewczynę z transu. - Drugie piętro, porodówka, pokój sto czterdzieści siedem. - Selena nie słyszała, gdy matka pytała o lekarza przyjmującego poród. Po prostu stała jak ten łoś i gapiła się na punkt przed siebie. Nie zwróciła nawet uwagi na wzrok starszej kobiety zza biurka, który nie należał do najsympatyczniejszych. Kobieta przeszywała ją ostrym spojrzeniem.

Selena tylko delikatnie się uśmiechnęła i powędrowała za matką do niejakiego pana Connora. Nigdy wcześniej nie słyszała tego nazwiska. Była ciekawa rozmowy, a jednocześnie cholernie bała się konfrontacji z mężczyzną.

- Proszę – wykrzyknął męski głos na ciche pukanie Amandy.

- Amanda Cornett, rozmawialiśmy przez telefon – powiedziała kobieta, nim usiadła na krześle. Selena posłusznie zajęła miejsce obok niej.

- A tak, faktycznie – odparł siwy lekarz, który nie wyglądał na zainteresowanego zaistniałą sytuacją. Na nosie miał okulary, a przed sobą masę wyników, aktów urodzeń, sprawozdań. Jednym słowem, panował tu niezły bałagan. Wciąż nie podnosząc wzroku zapytał o powód wizyty.

- To dosyć, delikatna sprawa.. - zaczęła Amanda, lecz w tej samej chwili niejaki Connor jej przerwał.

- Zaciążyła? - zapytał i spojrzał na czarnowłosą. Chamski uśmieszek przyozdobił mu twarz.

- Co? Nie – szybko, z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy, zaprzeczyła opiekunka dziewczyny. - My tu w innej sprawie, musiało dojść do jakiejś pomyłki. Wtedy, przed osiemnastoma laty – głos jej drżał. Nie panując nad emocjami wypluła informacje, jakby była katarynką nakręcaną na korbkę.

- Może.. od początku – szepnęła Sel – Osiemnaście lat temu, dokładnie dwudziestego drugiego lipca, odbierał pan poród mojej matki.. Odkąd pamiętam, czułam, że nie pasuję do tej rodziny. Rodzice się rozstali krótko po moich narodzinach, ojca poznałam dopiero miesiąc temu. Myślałam, że chociaż do niego będę podobna. No.. wie pan, uśmiech, nos albo chociaż podobny sposób mówienia. Niestety... - przerwała by cicho westchnąć – Otóż wtedy poznałam, że coś jest nie tak. Ricardo pokazał mi wszystkie swoje zdjęcia – Kontynuowała. Nie potrafiła się przekonać, by mówić do niego tato, przecież nie był jej bliską osobą. - nie byliśmy podobni pod żadnym względem, więc postanowiłam zrobić testy DNA. Oto wyniki – rzuciła kopertę przed nos doktorka.

- W środku jest również akt urodzenia – powiedziała cicho Amanda. Nie wierzyła, że to stanie się akurat w jej rodzinie. Takie rzeczy widywała w kinie i w odmóżdżających serialach telewizyjnych.

Po tych słowach, lekarz uważnie przeczytał podane mu dokumenty. Wybałuszył oczy, kiedy zobaczył na akcie urodzenia jego nazwisko. To było pewne, pomyłka nastąpiła tuż pod jego nosem.


~*~





Rozmowa ciągnęła się niemiłosiernie. Została powiadomiona dyrekcja szpitala, oddziału, a zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w ciągu kilku dni miało wylądować u prokuratury. Selena nie chciała się na to zgodzić. Po półgodzinnej dyskusji, która przerodziła się w koszmarną kłótnię, przekonała wszystkich o swojej racji. Chciała załatwić to sama, porozmawiać z tamtymi ludźmi, którzy dali jej życie, a dopiero wtedy podejmować wspólnie decyzje.

- Zgodzę się, ale masz na to jedynie dwa miesiące, jeśli do tego czasu nie otrzymamy odpowiedzi od całej szóstki – mówiąc to miał na myśli rodziców i dzieci pokrzywdzonych przed laty – to osobiście zawiadomię prokuraturę – odparł dyrektor po namyśle.

Chwilę później dostała wypisane imię i nazwisko jakiejś Drew Mallette oraz jej matki Pattie i ich adres. Ojciec nie został wpisany do dokumentów szpitalnych.

To będzie proste, pomyślała, ale po chwili zerknęła na miasto. Coś się nie zgadzało.

- USA? - zapytała nie dowierzając. 





~*~
Pierwszy rozdział już za nami.
Na razie akcja będzie się toczyć niczym wyścig ślimaków. Wszystko się niedługo zmieni. Opisówka - rzecz ważna, muszę przybliżyć Wam kto, kim jest.

Mnie osobiście się podoba. (skromniutka) :)
Czekam na opinię.

Czytajcie Kochani ;*




PROLOG




Kiedy domyśliłaś się, że coś jest nie tak?
Wtedy, gdy poznałam swojego ojca. Zbyt bardzo się różniliśmy. On – blondyn o błękitnych oczach, a ja – brunetka z czarnymi tęczówkami. Wyglądaliśmy jak przypadkowi ludzie, nic nas nie łączyło.

Dlaczego dopiero niedawno go odszukałaś?
Mama, kiedy wyrwała się z nałogu, stwierdziła, że dopóki nie stanę się pełnoletnia, nie poznam ojca. Dopiero w dniu urodzin podała mi jego dane, adres. Wcześniej nie miałam możliwości. Ona wolała, żebym była starsza, mądrzejsza, aby sama móc go odwiedzić.

Co Cię zaniepokoiło podczas pierwszego spotkania?
Brak podobieństwa.

Do ojca, czy do matki?
Do obojga. Nie byłam z nimi spokrewniona, nie mogłam być. Nikt z mojej rodziny nie miał podobnych cech. Czułam się jak wyrzutek. Nawet zdjęcia prapradziadków.. one też zbyt bardzo się różniły. Moja uroda nie pasowała do żadnych schematów, po prostu wyglądałam inaczej, na tyle, żeby zacząć coś podejrzewać. Na początku sądziłam, że zostałam zaadoptowana.. Jednak prawda była gorsza.

Jak przyjęłaś tę nowinę, że twoje osądy o braku podobieństw są prawdziwe?
Szczerze, nie wiedziałam co wtedy powiedzieć. Testy DNA były jednoznaczne. Postanowiłam wtedy, że ich odszukam, moich PRAWDZIWYCH rodziców.

Odnalazłaś ich?
O dziwo.. tak. Szpital udostępnił mi archiwum – odnalazłam tam biologicznych rodziców. Miałam szczęście, bo tamtego dnia na świat przyszło jedynie dwoje dzieci.

Boisz się waszego spotkania?
Cholernie. Nie wyobrażam sobie tego dnia...







Stoję właśnie pod drzwiami moich biologicznych rodziców. Nazywam się Selena Gomez i zostałam podmieniona w szpitalu.








Witam, oto prolog nowego opowiadania. W mojej przepełnionej pomysłami głowie zaświtał pomysł (pewnie prze tą Ukrytą Prawdę) :D
Sądzę, że może być to ciekawe spojrzenie, całkowicie inna historia, niż te które mam zaszczyt czytać. Nie spotkałam się jak dotąd z tą koncepcją, także myślę, że zaciekawiłam nieco :)
Wszystko dzieje się po odkryciu prawy ( nie chciało mi się pisać o całym życiu bohaterki, ze względu na to, iż byłoby to nazbyt nużące, sama próbując coś wyskrobać zasypiałam). 
Rozdziały pojawiać się będą  nieregularnie, ale co najmniej raz w miesiącu. Nie przepadam za krótkością i zwięzłością, stąd takie terminy (po co mam dzielić coś, czego podzielić się nie da?).
Życzę miłego czytania, buziaczki Kochani ;* 

Słowem wstępu

 Już wkrótce...


oficjalne otwarcie bloga, a co za tym idzie, opowiadania pod tytułem "Pomyleni".

Prolog początkujący historię zostanie opublikowany 12 maja o 20:00. Już teraz możecie się zapoznać z bohaterami i fabułą. 

Serdecznie zapraszam. 




PROSZĘ, PRZECZYTAJ:

Krótki regulamin

Jakiekolwiek pytania proszę składać na maila bądź asku (info w Menu --> Kontakt). Spam i inne treści niezwiązane z opowiadaniem proszę umieszczać w Spamowniku (Menu).

Opowiadanie będzie zawierało treści momentami nieodpowiednie dla młodszych czytelników ( w sumie, nie oszukujmy się, będzie nimi wręcz ociekać). Czytacie na własną odpowiedzialność.

Pod postami oczekuję opinii i krytyki, oczywiście z wyjaśnieniem i podaniem konkretnych powodów. Zwyczajny hejt bez uzasadnienia, spam czy też wulgarne słownictwo skierowane w stronę autorki (czyt.mnie) czy też treści będzie natychmiastowo niszczony.

Wyznaję zasadę CZYTASZ=KOMENTUJESZ. Nawet głupi uśmieszek ( :) ) sprawia wielką radość, chcę wiedzieć, że mam dla kogo to publikować, że ktoś tutaj jest i zagląda.

Dziękuję za uwagę ;*